opis
 T a l l  S h i p s '  R a c e  2 0 0 6 
eglarstwem

The Tall Ships' Races - regaty żaglowców




St. Malo  |  Małe faux pas Polski  |  St.Malo - Lizbona  |  Awaria  |  Lizbona  |  II etap: Lizbona - Kadyks  |  Józek


The Tall Ships' Races - regaty żaglowców, w tym również tych największych, organizowane przez Sail Training International. Mają propagować wśród młodych ludzi ideę Sail Training, czyli wychowania młodzieży na pokładach wielkich żaglowców.
Gdy statki parowe zaczęły wypierać żaglowce ze szlaków handlowych, miłośnicy żeglarstwa postanowili, że uczynią wszystko, aby nie odeszły one w zapomnienie. Tak narodził się pomysł organizacji wielkich regat. Pierwszy raz odbyły się one w 1956 r. Trasa przebiegała z angielskiego Torbay do Lizbony. Ścigało się wtedy zaledwie 21 jednostek. Dzisiejsze regaty odbywają się na morzach: Bałtyckim, Północnym, Śródziemnym oraz na Oceanie Atlantyckim. Biorą w nich udział statki i jachty z Europy, Stanów Zjednoczonych oraz krajów egzotycznych jak Oman czy Indonezja. Składają one się z dwóch etapów regatowych "Race1" i "Race2", w których jednostki ścigają się w czterech klasach: A - wielkie żaglowce (np. Dar Młodzieży), B - mniejsze żaglowce (np. Falken), C - jachty bez spinakera (np. Dar Szczecina, Joseph Conrad), D - jachty ze spinakerem (np. Tornado). Wyścigi dzieli etap towarzyski "Cruiz in Company", podczas którego istnieje możliwość wymian miedzy załogami, w czym chętnie biorą udział młodzi ludzie. Załogi muszą składać się z minimum 50% osób w wieku od 16 do 25 lat. Jest to warunek wzięcia udziału w imprezie.
Regaty odbywają się co roku. Cieszą się ogromnym zainteresowaniem żeglarzy, jak i również ludzi na co dzień niezwiązanych z morzem, którzy po raz pierwszy próbują swoich sił w tym sporcie. Poza tym do portów, w których cumują żaglowce, ściągają tłumy turystów chcących zwiedzić jednostki. Daje to możliwość rozwoju miastom, w których regaty są organizowane, ponieważ porty te mają kilka lat by się przygotować i spełnić warunki postawione przez organizatorów.
Polskie porty również znajdują się kalendarzu The Tall Ships' Races. W 2003 r. żaglowce odwiedziły Gdynię, w 2007 r. zawitają do Szczecina, a w 2009 r. znów do Gdyni.

Należy przyznać ze Tall Ship Race jest niesamowitą imprezą, wydarzeniem i przeżyciem. Łączy on fajny rejs a nawet regaty z niebywałymi wydarzeniami w goszczących portach. Jest okazją by poznać ogrom żeglarzy z innych krajów, zwiedzić a nawet popływać na najsłynniejszych żaglowcach. A będąc kapitanem obracać się w high life: bankietach z merami miast, obiadami kapitańskimi i VIP-zone'ami.
Sam wyścig jest dość luźna sprawa, nikt tam nie robi nic na siłę, najważniejsza jest zabawa i bezpieczeństwo. Co dzień należy podać przez UKF swoja pozycję, bacznie kontrolowaną przez organizatorów bądź wycofać się z wyścigu i płynąc swoja trasa.
W każdym porcie, który wydaje się żyć wyłącznie regatami, żaglowcami i imprezami organizatorzy zapewniają miejsce dla jachtu, dostęp do prądu, wody, pryszniców, także mnóstwo atrakcji dla załóg i kapitanów, darmowe przejazdy komunikacja miejską, wejścia do muzeów, wycieczki, pokazy i inne atrakcje. Naprawdę jest super!
Koszt udziału w imprezie jest niewspółmierny do oferowanych "usług", Tall Ship Races, dawniej sponsorowane przez wiskey Cutty Sark, również dzisiaj nie stroni od wpływu gotówki w zamian za reklamę. Możliwość goszczenia tak znamienitej liczby słynnych żaglowców przyciągających masę turystów jest również i finansową atrakcją dla każdego każdego z miast. Od każdego jachtu mimo to pobierana jest opłata wpisowa. Stawki zależą od klasy jachtu, ilości wyścigów, wyścigów których bierze się udział, a także co warto pamiętać terminu dokonania zapisu - im później tym o wiele drożej. Kosztu udziału jachtu do 15m długości przy udziale w dwóch wyścigach 2007 wynosi 280 funtów brytyjskich...zgłoszony jednak do 1 września tylko 95 a przed 1 grudnia 190. Koszt udziału podzielony na cała załogę przy uwzględnieniu braku opłat za mariny, atrakcji w portach nawet przy spóźnieniu się z zapisami bynajmniej nie jest przeszkodą...

Tall Ship Races 50th Anniversary W 2006 roku odbyła się 50 rocznica The Tall Ships' Races. Trasa miała swój początek w St. Malo we Francji. Dalej do Torbay, skad satki popłynęły jak 50 lat wcześniej do Lizbony w etapie regatowym. Dalej "Cruiz in Company" do Kadyksu (Hiszpania) i do La Coruna (Hiszpania), skąd dalej, biorąc udział w Race2, jednostki wyruszyły do Antwerpii, gdzie odbyły się główne uroczystości związane z rocznicą.

Nasz rejs:



St. Malo

Idea wzięcia udziału w zlocie żaglowców krążyła w głowie od dawna, w końcu postanowiliśmy urzeczywistnić ową idee.
Rejs a właściwie wyprawa została podzielona na kilka etapów. Sam brałem udział w dwóch: start w St.Malo w Bretanii, zmiana załogi w Lizbonie i koniec w Kadyksie. Potem jacht popłynął z następną ekipą do Maroko, po kolejnych zmianach szczęśliwie wrócił do Gdańska w połowie września.
St.Malo - jedno z piękniejszych francuskich miasteczek Bretanii było całkowicie wypełnione tłumami ludzi, żaglowcami, muzyką i imprezami. Można spokojnie powiedzieć ze miasto całkowicie żyło regatami.
Do każdego jachtu, również Józka została przydzielona osoba tak zwana Liaison Oficer, odpowiedzialna za organizacje rozrywek dla załogi, bunkrowanie jachtu, oraz wszelką inną pomoc.
Była do miła para Francuzów : córka i ojciec. Dzięki słabej znajomości angielskiego kapitan i Yoda mogli popisywać się przed resztą załogi zdolnością porozumiewania się po francusku :)
W St.Malo zwiedziliśmy miedzy innymi oceanarium, stare miasto (intra muros) ...a także plażę.
Wieczory wypełniały bankiety z merem miasta najpierw dla kapitanów z osobami towarzyszącymi, potem dla oficerów, imprezy dla "szarej załogi" a także niezwykły pokaz sztucznych ogni przedstawiający historyczną bitwę o miasto. Fajerwerki i muzykę, łączyła ze zmieniająca się laserowa iluminacja murów fortu. Muszę przyznać że był to niewątpliwie bez porównania najlepszy pokaz stzucznych ogni jaki kiedykolwiek widziałem.

Małe faux pas Polski

Niestety jeden z bankietów nie pozostał miłym wspomnieniem... W związku z organizacją regat w przyszłym roku w Szczecinie, został zorganizowany poczęstunek na żaglowcu Dar Młodzieży. Na pokład zostali zaproszeni kapitanowie wszystkich jachtów i żaglowców, celem reklamy miast i zachęcenia ich do udziału w przyszłorocznych imprezach. Zaproszeni zostali także dyrektorzy regat, ekipy telewizyjne miedzy innymi ze Szczecina, a także przedstawicie miast w których w przyszłym roku odbywają się regaty : Kotka, Sztokholm, Arhus.
Bankiet na pokładzie rufowym był bardzo fajnie zorganizowany: typowe polskie jedzenie, jak również międzynarodowe przysmaki dla niektórych zgorszonych gości widokiem wytapianego tłuszczu zwierzęcego z przypalonymi kawałkami mięsa...jak pysznym smalcem. Do tego piwko, wódeczka. Po krótkim wstępie drinkowym i przystawkowym wystąpił miły komendant żaglowca serdecznie wszystkich witając i życząc dobrzej zabawy.
Kolejnymi aktorami na scenie teatru reklamy przyszłorocznych regat byli przedstawiciele poszczególnych miast.
Każda z wypowiedzi była z tak zwanym "jajem" 3-4 zdania o atrakcjach miasta. Niejeden z przedstawicieli zachęcił mówiąc coś śmiesznego o swoim mieście, każdy było daleki od zanudzenia publiczności.
...no i ostatni pojawił się pan w szarym garniturku z wymiętą kartką na której napisana była wypowiedź po "angielsku"...
Jego wystąpienie trwało chyba aż siedem minut, angielski z karteczki bynajmniej nie był angielskim, a sama treść wypowiedzi była nudna, powtarzająca się i krótko mówiąc beznadziejna. Ludzie zaczęli po prostu rozmawiać między sobą...wstyd!
Wypowiedź pana Prezydenta była jednym z ważniejszych rzeczy dla miasta Szczecina, to 5minut było bardzo ważnym momentem dla miasta. Nie rozumiem dlaczego nie można było wysłać osobę potrafiącą się zachować odpowiednio w takiej sytuacji, wypowiedzieć się treściwie, ciekawie, krótko...i po angielsku.
Regaty Tall Ship Races w Szczecinie są jednym z ważniejszych o ile nie najważniejszym wydarzeń ostatnim dziesięcioleciu dla miasta. Przyjeżdżają masy tłumów z całej Polski, Europy a nawet odległych zakątków Świata. Jest to również niemały zysk finansowy dla miasta. Wypowiedź na bankiecie w St.Malo miała moim zdaniem bardzo kluczowe znaczenie. Mogła przynajmniej teoretycznie niejednego kapitana zniechęcić od wzięcia udziału w etapie wiodącym przez Szczecin...szkoda.
Zastanawia mnie to, że nikt tego nie widzi. Być może Pan Prezydent jest dobrym i cenionym prezydentem miasta...nie znam. Jednak bynajmniej publicznie nie potrafi występować.
Postanowiłem się zebrać w sobie i wykazać postawę obywatelska i zwrócić grzecznie uwagę osobie pana Prezydenta, co do odbioru jego wypowiedzi. : )
Gdy bankiet się już nieco rozkręcił, a Pan Prezydent był przez chwilę samotny, podszedłem i grzecznie zacząłem po nawiązaniu ogólnej rozmowy i przestawieniu się wzajemnym, wypowiadać się na temat rażącej beznadziejności jego wypowiedzi i zupełnie odwrotnego efektu jaki miała wywołać, jednocześnie przepraszając za śmiałość i za to że pozwalam sobie zwracać uwagę. Kontrargumenty Pana Prezydenta były zupełnie niepowiązanie z moimi. Jednym z nich było to że chciał swoja osobą (że przyjechał aż Prezydent) zachęcić tych wszystkich kapitanów do przyjechania... : )))
Że przecież nie wszyscy muszą znać angielski...racja! Jednak mógł przecież wystąpić ktoś inny. Nie ważne dla publiczności bankietu było przecież to czy mówi do nich sam Prezydent, czy ktoś inteligentny, znający angielski i trafiający do tłumu z na przykład Rady Miasta czy czegokolwiek innego.
Że być może moje poglądy polityczne są inne...na co ja że w ogóle pierwszy raz widzę Pana Prezydenta na oczy i w ogóle nie mam pojęcia jakim Pan jest politykiem i Prezydentem...że mi tylko chodziło o tą wypowiedź i nic więcej.
Krytyka została przyjęta, nawet usłyszałem: dziękuje. Przeprosiłem jeszcze raz za nadmierną śmiałość i czelność...i z dyplomatycznym uśmiechem się oboje pożegnaliśmy. Być może jest jakaś znikoma szansa, że przy następnym podobnym zagranicznym występie Pan Prezydent wyśle kogoś, kto wypadnie lepiej...nie trudno będzie ; )))

St. Malo - Lizbona

Wypłynęliśmy rano, śluzując się we wcześniej ustalonym porządku. St.Malo jest bowiem portem pływowym o jednym z najwyższych skoków pływu w Europie (ok. 11m rożnicy). Port położony w centrum miasta zamykają wrota śluzy, dzięki którym utrzymany jest w nim niezmienny poziom wody.
Po wypłynięciu nasz dziób nie skierowaliśmy, tak jak inne jachty ku pod południowe brzegi Wielkiej Brytanii, do słynnego przylądka Start Point, gdzie znajdowała się linia startowa, tylko od razu na zachód wzdłuż brzegu Bretanii. Zgodnie stwierdziliśmy, że udział w regatach i tydzień non stop w morzu jest mniej fascynujący niż możliwość zwiedzenia kilku ciekawych miejsc po drodze. Płynąc od razu na zachód zaoszczędziliśmy ponad dwie doby...bez wątpliwości prowadziliśmy : )))
Wycofanie z regat zostało zgłoszone organizatorom, co parę dni wysyłałem też smsa do dyrektora Tall Ship Race z informacją o naszej pozycji i że wszystko z nami jest w porządku.
Pozostałe jednostki, które przekroczyły linie startu, zgodnie z przepisami, zobowiązane były do codziennego meldunku przez UKF o swojej pozycji. Trzydniowy brak meldunku uruchamiał procedurę poszukiwawczą SAR a jednostkę narażał na poważne nieprzyjemności.
Regaty w naszej klasie "C" wygrał polski jacht: "Dar Szczecina", który był jednostką flagową swojego miasta, gdzie regaty mają się odbyć w przyszłym roku. Joseph Conrad natomiast zaczął regaty w swojej unikalnej klasie od odwiedzenia malutkiego i urokliwego porciku w zachodniej Bretanii a następnie skierował się prosto na Biskaje ku brzegom Hiszpanii.
Trzydobowy przelot przebiegł bardzo sprawnie, mimo pierwszego dnia niemalże całkowitej flauty, podczas której bez problemu wyprzedzało się jacht wpław : ) Kolejnego dnie jednak przywiało i to momentami całkiem nieźle, więc na pełnych żaglach pomknęliśmy raźnie przez kolejne dwie doby ostrym bagsztagiem wyciągając nieraz po 13 węzłów. Płynęło się po prostu bajecznie.
Pierwszym hiszpańskim miasteczkiem, które zwiedziliśmy było Laxce: niewielka rybacka osada z bardzo ładną plażą. Po półdniowym opalaniu, zatankowaliśmy ropę po niższej cenie od rybaków i omijając północno zachodni cypel Hiszpanii pomknęliśmy w kierunku Vigo.

Awaria

Nasza podróż okazała się być wzbogacona atrakcjami: Yoda i Adam, samemu we dwójkę, chcąc przejść linię wiatru (zwrotem przez sztag) unikając rufy przy silnym wietrze, tak wykręcili, ze rezultatem był zakręcony szot foka w śrubę...
Niestety konieczność przepinania bagsztagów a także 144 m2 żagla sprawiają że ciężko wykonać prawidłowo manewr Josephem w dwie osoby. Awaria była dość poważna : brak możliwości uruchomienia silnika, pełne morze, a właściwie ocean, koło 5 B i fala.
Ustawiliśmy jacht w dryfie, zostawiając postawionego bezana by zaryzykować odplątanie szota jeszcze na pełnym morzu. Świetny pływak, Biniu, wyposażony w nóż, piankę podjął próbę odcięcia szota ze śruby. Niestety bezskutecznie : zbyt zimna woda i jak się okazało wcale nie aż tak duży rozkołys, może nawet nie tyle zagrażający, jednak znacznie przedłużający wszelkie działania pod wodą, zmusiły nas do dalszej żeglugi z brakiem możliwości użycia silnika.
Dziób jachtu został skierowany do najbliższej osłoniętej zatoczki, kotwica została przygotowania do rzucenia, a Biniu gotowy do powtórnej akcji. Na spokojnej wodzie wystarczyło jedno zejście pod wodę by uwolnić śrubę jachtu od nieszczęsnego szota.
Oby to był ostatni raz...
Słońce chyliło się już ku zachodowi postanowiliśmy wszyscy chcieli wypić za "szczęśliwe ocalenie" także postanowiliśmy wejść do najbliższego portu: Finisterre. Niewielka urocza mieścina ugościła nas lokalnym barem, uroczymi uliczkami a także innymi indywidualnymi atrakcjami ; )
Kolejnym portem było Vigo - jedno z większych miast Galicji, gdzie czekała na nas koleżanka kapitana: Aga wraz ze swoim lubym Iniakim.
"Elita" załogi została zaproszona na wyśmienity kilkudaniowy obiad, a reszta udała się zaraz po prysznicu w miasto. Wieczór spędziliśmy imprezując i poznając dogłębnie miasto, dzięki naszym lokalnym przewodnikom. Odwiedziliśmy między innymi knajpę rewolucjonistów wolnej Galicji, którzy prezentowali nam lokalne drinki, flagę, a także pokazali tajne miejsce spotkań na zapleczu baru.
Znaczna większość regionów Hiszpanii nie uznaje do końca tak zwanej "Wielkiej Hiszpanii", utożsamiają się z własnym regionem, mają swoje flagi, nalepki np. GZ zamiast SP na samochodach, nieraz języki, uważają, że powinni zostać osobnym krajem. Obserwując to wszystko z zewnątrz, tylko jako gość, wydaję się to bez sensu, nieraz nawet śmieszne. Widać jednak, że ludzie ci tym żyją i żywią niemalże nienawiść do innych regionów i całej "Wielkiej Hiszpanii". Rewolucjoniści chcieliby ustroju socjalistycznego w Galicji, nic więc dziwnego, że polska załoga została przyjęta na wyraz serdecznie.
W barze wiszą czerwone flagi, a na lokalnej fladze regionu widnieje w samym środku czerwona pięcioramienna gwiazda...i to wszystko nie dla żartów czy pomysłu na wystój knajpy...
W drodze do Lizbony zatrzymaliśmy się jeszcze w przepięknym Porto, zaliczając i degustując wino porto przez cały dzień, a także między innymi na niesłychanie uroczych wyspach Berlenga. Polecam przeczytanie o tych niezwykłych miejscach: opis rejsu do Casablanki 2003.

Lizbona

Lizbona przywitała wszystkie jednostki w zlokalizowanej nieopodal centrum miasta marinie Alcântara Dockyard, mimo wszystko miało się wrażenie, że regaty i wielkie żaglowce są tylko w cieniu stolicy i metropolii Portugalii i że bynajmniej stolica nie żyje tym wydarzeniem.
Organizatorzy jednak godnie ugościli wszystkie jachty: darmowe wycieczki, przejazdy komunikacja miejska i wiele innych atrakcji i imprez. Chyba do końca życia zapamiętam bankiet dla kapitanów urządzony przez Ministra Obrony. Wywieziono całą "chmarę" kilkoma autokarami za miasto do niezwykłego fortu z XV wieku. Teren niedostępny dla zwykłych śmiertelników był niezwykłym zabytkiem położonym nad samym Oceanem. W promieniach zachodzącego słońca najpierw na tarasie serwowane były drinki i zakąski, następnie w sali balowej w rytmach portugalskiej muzyki kilka wyśmienitych dań zwieńczonych deserem.
Gdy już Kapitan i jego Partnerka zbierali się do wyjścia, dosłownie przeżarci...i znudzeni ...bynajmniej nie sobą, bo fort oferował wiele ciekawych zakamarków pełnych przeróżnych kolekcji wartych zwiedzenia, o ile zaczynającą się atmosferą stypy i brakiem twarzy w wieku poniżej pięćdziesięciu lat.
Nagle okazało się ze brakuje jednego mojego buta! Nie wiem do dziś jak to się mogło stać: pod długą serwetą stołu postanowiłem dać odpocząć chwilę stopom i w zasięgu kilku centymetrów odstawiłem moje trzewiki. Nie wiadomo jak jeden zniknął...także z balu wracałem na boso : )))
Nagle atmosfera stypy się ożywiła, cały bankiet (około 150 osób) zaczęło szukać klapka kapitana s/y Josepha Conrada, do tego okazało się, że jedna z portugalskich legend o syrenach morskich i tym podobnych sprawach opowiada o zgubionym trzewiku na balu...z czym wiążą się oczywiście odpowiednie czynności które należy wykonać i tak dalej i tak dalej.
Było wprost prześmiesznie, do końca regat wszyscy mnie znali i nasz Joseph był kojarzony z legendami o syrenach i zgubionych butach i niesamowitych romansach.
...najlepsze było to, że jak wróciliśmy na jacht...ja na boso, to trzewik był w kokpicie...czary !!!
Kolejne dni w Lizbonie spędziliśmy na kolejnych imprezach a także zwiedzając zabytki, również i te okoliczne.

II etap: Lizbona - Kadyks

Wymiana załogi odbyła się 22 lipca. Drugi etap regat był tak zwanym etapem towarzyskim, nikt się już nie ścigał, a porty znajdujące się na trasie chętnie witały napływające jachty. Wypłynęliśmy następnego dnia biorąc udział w paradzie żaglowców: Wszystkie jednostki zostały ustawione w dwóch kolumnach i ruszyły spod samego słynnego Pomnika Odkrywców na pełnych żaglach w morze. Widok naprawdę zapierający dech w piersiach. W drodze do Kadyksu zawinęliśmy do 3 portów a wiatr przez cały czas dopisywał i odcinki były pokonywane bardzo sprawnie. Mniej zadowolony okazał się jedynie nasz pokładowy wędkarz Valuś: złapał trującą rybę: Ostrosza, która go pokłuła, przez co do końca rejsu czuł się słabo i chorował.
Rejs zakończyliśmy w Kadyksie, gdzie czekały na nas kolejne imprezy i bankiety. Po czym rozpoczęliśmy 3 dniową wycieczkę lądem do Sewilli, skąd lecieliśmy do domu.

Józek

S/Y Joseph Conrad - czyli "Józek" jest jedna z trzech pływającym - J140, 18m stalowych keczy, zbudowanych w latach pięćdziesiątych. Prócz Józka żyją jeszcze Śmiały oraz Jurand.
Józek jest pływającym muzeum, posiadającym dusze... w przeciwieństwie do masy plastikowych jachtów robionych na jedno kopyto.
Opłynął w swoim życiu wiele mórz i oceanów. Jest też żywą pamiątką po zmarłym na jego pokładzie kapitanie Szpetulskim.
Niesamowite przeżycia wiążą się z żegluga na tym typie jachtu: bez problemu osiąga się prędkości dochodzące do 15 węzłów. Jacht przecina swoim długim dziobem fale i bije kolejne rekordy prędkości. Jest jachtem wymagającym, trudnym w obsłudze, czasem niewygodnym, jednak sprawiającym wiele radości i satysfakcji. Stan techniczny łódki jak na swoje lata można powiedzieć ze jest w miarę. Jacht ma nowe żagle, sprawny, pewny silnik. Wiele jednak instalacji jest dość mocno naruszonych a zabudowa wnętrza jest w stylu PKP i nieraz mało funkcjonalna...no może poza kabiną kapitańską ; )
...nie od razu jednak Amerykę zbudowano i Józek bynajmniej nie wybiera się do fabryki żyletek.
Adam Sulewski







etap I
1019,3Mm/213h  Conquet - Laxce - Finisterre - Vigo - Porto - Berlenga
etap II
259Mm/61h  Cascais - Sines - Sagres - Villa Real de St.Antonio

W rejsie udział wzięli:

etap I
  • Adam Sulewski - Kapitan
  • Aleksandra Muga
  • Izabela Lachowicz
  • Grzegorz Koperski
  • Daria Rybarczyk
  • Kaja Geratowska
  • Mirosław Krzykowski
  • Agnieszka Drobnik
  • Tomasz Bartkowiak
  • Walenty Sasim
  • Marek Pyka
  • Sylwia Hakuba
  • Artur Juszczyk

etap II
  • Adam Sulewski - Kapitan
  • Karol Szała
  • Tomasz Szała
  • Artur Bicki
  • Agnieszka Drobnik
  • Gosia Gaszewska
  • Hanna Sulewska
  • Walenty Sasim
  • Karolina Jaworska
  • Agnieszka Korcz
  • Zuzanna Gorzeńska
  • Joanna Podsadny
  • Agnieszka Sztylak



Wszystkie zdjęcia:

ształunek ogórki, które kisiliśmy (księzniczka Sylwia ) basen a w nim Iza pod murami St. Malo
St.Malo St.Malo katedra imprezka
St.Malo Załoga Mira i defilada Defilada po St.Malo
delfinki delfinki delfinki na Biskayach
delfinki na Biskayach delfiny Valuś
wachta przez Biskaye Mareczek
bagsztag 8 węzłów Biniu i awaria
Aga przy kei Żyrafa i Iniaki w Vigo oraz typowy Polak Marek
Iza i księżniczka Kaya na motorówce mecz piłkarzyków Polska - Galicja Marek, Biniu
Izka w Porto Grzegorz vel Gunter w piwnicy Porto
degustacja porto most wybudowany przez Eifla w Porto Iza niczym Ala
biblioteka laski na kei w Porto  
cały Valuś księżniczka Kaya kąpiel na środku morza
księżniczki: Iza i Kaya na wyspac Berlenga wyspy Berlenga
Forteca na wyspach Berlenga YoDa, Iza, Kaya Marek Pyka
Grzegorz Biniu i most w Lizbonie Tramwaj w Lizbonie
Słynne portugalskie ciasteczka Zamieszanie  
Torre de Belem Józek przy kei Tramwaj w Lizbonie
Kaya St.Malo i księżniczka Porto i Rio Duro
Degustacja porto YoDa i Ola Wyspy Berlenga i Kaya
Wyspy Berlenga Wyspy Berlegna i księżniczka Kaya Lizbona
każdy wzór jest inny i niepowtarzalny, naprawdę robi wrażenie Lizbona Amerigo Vespucci
Mama Hania Mama Hania w Lizbonie Mama Hania
Azulejos - słynne portugalskie kafelki Azulejos - słynne portugalskie kafelki Żaglowce wyruszają z portu Lizbona
  Dar Szczecina - zwycięzca regat w swojej klasie Dar Szczecina - zwycięzca regat w swojej klasie
  pomnik zdobywców  
 
Mama, Tetris i Asia    




rejs nic
powrót na stronę główną